Jeśli wydaje ci się, że w podróży zawsze wszystko jest różowe i po na naszej myśli, to mówię głośno, że tak nie jest. Podróże obfitują w miliony różnych sytuacji, więc nie ma opcji, żeby ci się nie przytrafiły i te mniej chciane historie. Mniej chciane, chociaż z perspektywy czasu potem fajnie się z nich śmieje i je wspomina.
Podczas wyprawy do Kanady i Meksyku mieliśmy tych przygód wyjątkowo sporo. Ale od początku.
Wspominany już raz zgubiony bagaż na starcie zapowiedział, że będzie wesoło. Na szczęście bagaż to pikuś, jeśli co innego jest twoim priorytetem w podróży.
Historia druga. Seattle – nasz drugi stop. W związku z tym, że spędzaliśmy w tym mieście tylko dwa dni, pierwszego wieczora pojechaliśmy na punkt widokowy na nocny skyline view. Było tuż po 22, a szlaban w tym miejscu zamykał się o 23:30, więc mieliśmy trochę czasu, żeby pocykać piękną, nocną panoramę Seattle. Amerykanie podziwiali wszystko przez szyby swoich aut. Parking pozwalał na to. Takie to amerykańskie. A my okupowaliśmy wtedy barierkę.
Kilka minut po 23 większość aut wyjechała, do szlabanu podjechał gość, który wyglądał jak strażnik. Nie minęła minuta, a on zamknął oba szlabany – wjazdowy i wyjazdowy i po prostu odjechał. Zostaliśmy my i jeszcze jedno auto. Ups. Zadzwoniliśmy na policję. Reakcja była szybka – szeryf przyjechał i otworzył szlaban. Przecież nie było jeszcze 23:30 – tłumaczyliśmy. Mam nadzieję, że strażnik, który zamknął wjazd i wyjazd przed 23 nie został zwolniony przy okazji naszego wezwania.
Historia trzecia, która zostanie nam długo w głowach to hotel w miejscowości Helena. Po 9 noclegach pod namiotem, mieliśmy niesamowitą ochotę na wygodne łóżko w miejscowości Helena w stanie Montana. Na miejscu okazało się, że jest overbooking i nie ma dla nas miejsca do spania. Pani z recepcji stawała na uszach, żeby coś załatwić, ale dopiero Maciek znalazł chyba jedyny w tej miejscowości wolny 4-osobowy pokój. I to nie był koniec przygód. Zajechaliśmy, dostaliśmy klucze, czytaj kartę magnetyczną. Wchodzimy do pokoju, a pokój zajęty. Na szczęście to nie był overbooking, tylko pani z recepcji się pomyliła. Ciekawe, czy ona ma dziś pracę.
Historia nr 4 to bizony na drodze w Yellowstone. Kiedy tylko wjechaliśmy do parku i pierwszy bizon wyszedł nam na drogę zrobiło nam się gorąco. Ale nie ma co się dziwić. W końcu wildlife tutaj to norma. To ich dom. A jest ich tu od metra i jeszcze więcej. Wrażenie milionkrotnie większe zrobiło zaś na nas stado bizonów, kilkanaście ich było na pewno, jak nie kilkadziesiąt i wszystkie biegły w naszą stronę środkiem jezdni. Nigdy się tak nie bałam. Stanęliśmy na poboczu i czekaliśmy aż gromadka przejdzie dalej. Moment, w którym taki bizonek przebiega ci obok okna w aucie, to moment, w którym spięcie mięśni wszystkich, dosłownie wszystkich następuję z sekundy na sekundę.
Historia nr 5 – ale Meksyk! Po USA i Kanadzie podróżowaliśmy fordem, w Meksyku wypożyczyliśmy Jeepa Wranglera. Zaszaleliśmy, bo było nas czworo + cztery wielkie plecaki, a Wrangler był dwudrzwiowy, więc bagaże wchodziły do bagażnika z kopa. Ale to nie był problem. Mimo, że byliśmy praktycznie na pustyni, kilka razy mocniej popadało. Akurat wtedy, kiedy byliśmy w trasie. Raz przeciekł nam dach, innym razem wypadła śruba z dachu. Ale hitem i tak było zatrzymanie nas przez policję. „Hola Amigos” – odezwał się nagle policjant. Jechaliśmy 60 km/h, kiedy on próbował nam wkręcić, że jedziemy 80 km/h i że jedziemy stanowczo za szybko. GPS nas uratował. Pokazaliśmy mu ograniczenie, które w tym momencie zagrało rolę prędkościomierza z trasy na potrzebę załatwienia sprawy. Skończyło się upomnieniem, a my mieliśmy ubaw, że meksykański policjant chciał nas przerobić, a w rezultacie my przerobiliśmy go.
Wszystkie te historie to tak naprawdę śmieszne historie. Nic nikomu się nie stało. Nikt nie ucierpiał zdrowiem. Ale jednak coś tam się wydarzyło. Trochę nerwów z nich wszystkich wynikło. Ale takie już są podróże – nieprzewidywalne historie jedna za drugą i wychodzenie z nich cało. Dlatego właśnie tak bardzo kocham podróżować. Tyle lekcji w jednym miejscu. Polecam.