Ten rok, jaki był każdy wie. Nas wyjątkowo 2020 „wytyrał” i nie chodzi tylko o covida. Tak czy siak staraliśmy się czerpać z niego, ile się da, chociaż w bardzo ograniczonym wydaniu.
Mieliśmy trochę planów wyjazdowych na 2020, ale żaden się nie zrealizował. Marzec – Norwegia, czerwiec – Grecja, październik – St. Petersburg, listopad – Kanary (na które prawie nam się udało polecieć) i cała masa marzeń na grudzień. Najpierw kupiliśmy Bari na wyjazd po Świętach. Odwołali nam go. Potem kupiliśmy Reykjavik na Sylwestra, bo Islandia miała zacząć wpuszczać ozdrowieńców z testem w języku angielskim. To nam tak przełożyli loty, że nie możemy tego zrobić. Po czym podjarani na maksa kupiliśmy za grosze bilety do Bergamo, co by zasiąść z widokiem na panoramę miasta, przeżuwając slice’a pizzy powitać nowy. I co? Dzień po zakupie biletów, Włochy wprowadziły kwarantannę dla przyjeżdżających Polaków. A potem rząd wprowadził „narodową kwarantannę”. Także wiesz co roku 2020 – pie..z się!
Jednak nie przestajemy marzyć dalej i mamy już plany na 2021! Oby się udało, bo inaczej zwariujemy od braku podróży. Serio. W 2020 byliśmy jedynie przez kilka godzin w Czechach – przy okazji wyjazdu w Karkonosze. Ta chwila u naszego sąsiada dała nam chociaż na te kilka godzin poczuć się jak w niebie. Obcy język, pyszne piwko, knedliki.
Jest jeszcze jedna rzecz, która pozwoliła nam się poczuć jak za granicą, mimo, że byliśmy akurat na Pojezierzu Augustowskim. Przypadkowe spotkanie z Amerykaninem, który na co dzień mieszka w Białymstoku, ale jak to powiedział: „Tam, jest zbyt dużo blokowisk, wolę Augustów”. I uwaga gość był z Nowego Jorku! Szok. Ale chwila rozmowy i wsłuchiwanie się w prawdziwy, amerykański akcent było „prawie” jak spacer po 5th Avenue.
To, co jeszcze pozwoliło nam powspominać wyjazdy i zainspirować się do nowych, to serial „Virgin River”, który jest kręcony w przecudnej Kanadzie. Od razu nam się przypomniał nasz wyjazd tam i codzienne nasłuchiwanie z namiotu, czy nie ma niedźwiedzi i można spokojnie wyjść na śniadanie. Btw jeśli kiedykolwiek miałabym być „zamknięta”, to poproszę tam, w Virgin River!
Brak wyjazdów zagranicznych pozwolił nam też poodkrywać nasze cudne Podlaskie. Maciek zakochał się w Suwalszczyźnie do reszty, do tego stopnia, że mógłby tam mieszkać lub pomieszkiwać. Marzy mu się działka na wzgórzu z widokiem na jezioro właśnie tam. W sumie mi się też już trochę to marzy, bo jak widzę jego zapał, to sama zaczynam się cieszyć tą „enklawą”.
A jak Wasz 2020?