Dziewiąta historia – pełnia życia na pustyni

Dziewiąta historia – pełnia życia na pustyni

San Pedro de Atacama to małe miasteczko w samym sercu pustyni. Mieszka tam niecałe 4000 osób. Centrum jest dość turystyczne, więc tętni życiem. Kiedy jednak oddalisz się, życie zwalnia, a słońce pali zdecydowanie mocniej. Kogo spodziewałbyś się tam spotkać? Sklepikarza, którzy codziennie sprzedaje coś przybyszom po zawyżonej cenie? Starszego człowieka wysuszonego słońcem i wiatrem mówiącym o tym, jak pustynia zmieniła jego życie? My spotkaliśmy kogoś innego. Niezwykłego.

Tego dnia wróciliśmy do San Pedro de Atacama po najdłuższej przejażdżce rowerowej. 50 km po pustyni w dość ciężkich warunkach. Po zejściu z rowerów nasze uda i pośladki mówiły, że nas nienawidzą. Kupiliśmy puszkę Coca-Coli i usiedliśmy przy jednej z ulic. Obok nas siedział mężczyzna. Miał na sobie białą koszulę. Na głowie specyficzną czapkę. Był otoczony dziećmi. Nie dlatego, że brał na kolana, czy rozdawał cukierki. Miał ze sobą dwie młode lamy. Słodkie stworzenia. Zaczęliśmy z nim rozmawiać.

Ricardo mieszka niedaleko San Pedro de Atacama. Na co dzień jest kierowcą turystycznych autobusów i przewodnikiem. Po pracy jednak oddaje się czemuś ciekawszemu. Zajmuje się lamami. Z dwiema był w mieście. Zawsze w soboty bierze niektóre z nich na spacer. W domu czeka na niego kolejne osiem. Dwie młode lamy, o imionach Pasacana i Antu, towarzyszyły mu tego dnia. Miały bardzo miękkie futro, były niesamowicie przyjemne i przyjazne. Aż ciężko uwierzyć, że takie miłe stworzenia mogą strzelić ci śliną w twarz. Te były zdecydowanie dobrze wychowane. Jedna nawet dała się prawie pocałować. Podobno opiekowanie się lamami nie jest takie trudne. Nie wymagają zbyt dużej uwagi. Ricardo rozmawiał z nimi i tulił je, jakby były co najmniej jego dziećmi. Swoje pierwsze lamy Ricardo dostał od 80-letniego pasterza. Był zbyt stary, żeby ich doglądać i podarował je młodemu chłopakowi.

Rozmawialiśmy, robiliśmy sobie zdjęcia i śmialiśmy się. W końcu Ricardo spoważniał i powiedział, że jest Supermanem. Przez chwilę pomyśleliśmy, że oprócz lam, ma jeszcze w domu zbyt dużo boliwijskiej koki. To była jednak prawda.

„Superman en el Taito”. Tak się przedstawił i tak można go znaleźć w sieci. El Taito to kompleks gejzerów na pustyni Atakama. Jedna z największych atrakcji tego regionu. Jakiś czas temu, jedna z firm energetycznych rozpoczęła w tym rejonie odwierty. Gejzery to dobre źródło energii geotermalnej. Ricardo czuje się odpowiedzialny za ziemię, na której żyje. Nie chce dopuścić do jego degradacji. Dlatego też kilka razy w tygodniu przebiera się za Supermana i przy gejzerach El Taito uświadamia ludzi na temat zagrożenia, jakim są odwierty.

To piękny przykład odwagi, aktywnej postawy i odpowiedzialności. To tylko jeden człowiek przeciw wielkiemu koncernowi. Mimo to wkłada strój Supermana, a przede wszystkim wierzy, że ma wystarczająco dużo siły, aby zmienić stan rzeczy. Czy mu się finalnie uda, czy nie, nie ma to większego znaczenia. Jeśli będzie potrzebował wsparcia, chętnie włożę strój Batmana i sam polecę skopać kilka tyłków, bo Atakama wyryła się mocno w moim sercu. Pomyśl jednak, gdyby każdy z nas potrafił za każdym razem włożyć strój Supermana, uwierzyć w siebie i mimo trudności sytuacji próbować walczyć o to, co uważa za słusznie. Świat byłby piękniejszy.

Czy spodziewałbyś się, że spotkasz kogoś takiego na pustyni? Mężczyzna po czterdziestce, wulkan energii, wyprowadzający lamy na pustyni, wkładający strój Supermana, żeby chronić dziewiczych pustynnych terenów. My się nie spodziewaliśmy.

To przykład pełni życia na samym środku pustyni.