Spotkać misia w Kanadzie

Spotkać misia w Kanadzie

Każdy kraj czymś się charakteryzuje. Niemcy słyną z dobrego piwa, Peru z Machu Picchu, Tajlandia z Pad Thai, a Kanada z niekończącej się przyrody, niewielkiej liczby ludności i misia grizzly. No właśnie. Niedźwiedź to pierwszy zwierzak, który kojarzy się z Kanadą.

Przed wyjazdem czytaliśmy, co trzeba robić w razie spotkania z tym z pozoru niegroźnym „pluszakiem”. Najlepiej chodzić po górach w grupach czteroosobowych i więcej oraz głośno rozmawiać, a czasem nawet krzyczeć. Miśki wtedy nie podejdą. Dobrze jest również mieć przy sobie spray odstraszający niedźwiedzie. Spray’u nie mieliśmy, ale do reszty zasad się stosowaliśmy, podróżowaliśmy we czworo i byliśmy dość głośni na szlakach.

W Górach Skalistych Kanady jest mnóstwo Parków Narodowych, a w nich szlaków do wędrówek. Są podobnie podzielone jak w parkach USA na prostsze i trudniejsze trasy. Jest również dużo punktów widokowych, do których można podjechać autem. To oznacza, że w każdym wieku i w każdym składzie można tutaj przyjechać. Staraliśmy się wybierać najciekawsze trasy w każdym z parków. W ten sposób zwiedziliśmy Jasper, Banff, Yoho i Waterton. Dziennie chodziliśmy po kilkanaście kilometrów. Raz udało nam się zakończyć dzień z wynikiem 22 km.

Pierwszy raz niedźwiedzia zobaczyliśmy przy campingu nad jeziorem Louise. To była nieduża niedźwiedzica spacerująca po polanie w odległości kilkunastu metrów od nas. Dzieliła nas elektryczna siatka, więc nie zestresowaliśmy się mocno. Inną przygodę mieliśmy w Yoho Valley. Tamten szlak prowadził przez gęsty las. Gdzieniegdzie widać było polanki, takie w sam raz na wybieg dla misiów. Na szlaku było mało ludzi, więc staraliśmy się robić trochę hałasu. Kiedy doszliśmy do polany z jeziorem i pięknym widokiem na góry, pierwsze ślady jakie zobaczyliśmy, to ślady niedźwiedzia. Zrobiło nam się trochę gorąco, ale dopiero kiedy wracając usłyszeliśmy jego ryk, nogi nam się ugięły. Przyspieszyliśmy znacznie i zaczęliśmy jeszcze głośniej rozmawiać. Na szczęście nie wyszedł nam na drogę.

Ostatnie spotkanie z królem kanadyjskich lasów mieliśmy w Parku Waterton. Mały miś zajadał się trawką na jednej z polanek. W ogóle nie zwracał na nas uwagi. Zdjęć chyba też nie lubił, bo ani razu nie podniósł głowy. Zastanawialiśmy się tylko, czy zaraz jego rodzice nie przyjdą. Ale nie przyszli. Być może był już w pełni samodzielny.

Zobaczyć niedźwiedzia w Kanadzie to jak zobaczyć lwa na safari. Stwierdziliśmy, że tak jak w Afryce jest Wielka Piątka (lew, lampart, bawół, nosorożec i słoń), tak w Kanadzie też można takie Big 5 (mniej groźne) wyróżnić – niedźwiedz, łoś, wilk, jeleń i kuguar. Wszystkich nie widzieliśmy, ale króla lasu tak. Jednym słowem Kanada zaliczona w pełni.