Fryzura na „Latino Lover”

Fryzura na „Latino Lover”

Po 2,5 miesiąca podróży poranki nie należały do najprostszych. Poduszka przyciskała mi włosy do głowy. Kiedy patrzyłem w lustro, sam się z siebie śmiałem. Woda nie pomagała. Musiałem umyć głowę. Wtedy fryzura nabierała jakiejkolwiek harmonii. Włosów było już na tyle dużo, że można było je swobodnie złapać w garść. Kiedy wiał mocny wiatr, modelował mi fryzurę na styl rozwichrzony popapraniec. Szczerze mówiąc, może bym nawet tego nie zauważył, ale był ktoś, kto cały czas przypominał mi, że już czas do fryzjera.

Paula. :)

Wahałem się. Nie byłem jeszcze przekonany. Kilka razy po drodze mijaliśmy zakład fryzjerski i nawet się zastanawiałem. Zawsze było jakieś ale. Za drogo, za brudno, zbyt elegancko, podejrzanie. W końcu w Santiago de Chile, w jednej z pseudo galerii handlowych znaleźliśmy zakład fryzjerski. Pani zgodziła się opitolić mnie za 15 zł.

To nie była prosta decyzja. Ogólnie nie stresuje się za bardzo włosami, bo wiem że odrosną. Z drugiej jednak strony nie lubię, jak moja głowa przypomina studencki trawnik. Decyzja zapadła. Ścinamy.

Najpierw zostałem posadzony na fotel. Myślałem, że po prostu powiem góra 9, boki 6, ale Pani przedstawiła mi katalog fryzur a’la latino. Musiałem coś wybrać. Do wyboru były między innymi: boliwijski żigolak, peruwiański playboy, chilijski podrywacz, argentyński żeluś i brazylijski pizduś plastuś. Paula pomogła mi wybrać fryzurę, która była przynajmniej trochę normalna.

Jako, że ja nie rozmawiam po hiszpańsku, a fryzjerka nie rozmawiała po angielsku, to tylko słuchałem rozmowy jej i Pauli i przyglądałem się temu, co dzieje się na mojej głowie. Boki i tył głowy poszły szybko. Maszynką. Potem zobaczyłem, jak babeczka wyciąga brzytwę! Cholera, oskalpuje mnie… Pani jednak z precyzją, jakby od lat w Quake’a grała tylko na „raile” ogoliła mi szyje. Elegancko. Peruwiańska precyzja (była z Peru).

Kiedy było już prawie po, wzięła suszarkę i zaczęła zdmuchiwać ze mnie końcówki moich włosów. Mówię, że było prawie po, bo jeszcze najlepsze. Żel. Moje włosy utonęły w żelu, pływały, krztusiły się żelem. Ale o to chodziło. Spoglądałem na Paulę, przez chwilę wydawała się trochę zaniepokojona moim wyglądem. Ja jednak poczułem, że staję się „tubylcem”. Pani próbowała mi zaczesać włosy do tylu. Były chyba jednak zbyt sztywne. Postawiła je więc do góry. Stalagmity. Tak można je było opisać.

Po wstaniu z fotela poczułem się jak „Latino Lover”. Czy byłem bardziej męski? Musisz zapytać Paulę.