Trzecia historia – nie jest za późno

Trzecia historia – nie jest za późno

Podróżowanie na własną rękę jest świetne, bo wystawiasz się na mnóstwo potencjalnych przypadków, a przypadkowe sytuacje są niesamowite. Po opisaniu drugiej historii pomyśleliśmy, że byłoby idealnie, gdyby bohaterem kolejnej historii była kobieta. Przypadek sprawił, że tak się stało.

Po przylocie do Bangkoku spędziliśmy noc w jednym z hoteli niedaleko lotniska. Następnego dnia wyruszyliśmy w kierunku centrum miasta. Dojechaliśmy metrem do stacji Phaya Thai, a następnie musieliśmy wziąć taksówkę. Praktycznie umówiliśmy się już na przejazd z jednym z taksówkarzy, kiedy zauważyliśmy, że jego koledzy chcą nam dorzucić kolejną osobę jako pasażera. Nie mieliśmy nic przeciwko. Okazało się, że jedzie w tym samym kierunku. Mogliśmy więc podzielić koszty. Po dodaniu nowego pasażera, cena za przejazd mocno wzrosła. Marina (tak nazywała się dodatkowa pasażerka) stwierdziła, że “pieprzy tych bandytów” i powiedziała, że idzie szukać innej taksówki. Sprawiała wrażenie ogarniętej w azjatyckich klimatach. Poszliśmy więc za nią.

Stanęła na środku jednego z ruchliwych skrzyżowań i zatrzymywała po kolei taksówki i tuk tuki. Kiedy któryś kierowca oferował zbyt wysoką cenę, odsyłała go machnięciem ręki i krótkim “spadaj”. Po kilkunastu odrzuconych, w końcu zatrzymał się taksówkarz, który zgodził się jechać zgodnie z taksometrem. Wsiedliśmy. Zaczęliśmy rozmawiać.

Marina miała, tak na oko, około 50 lat i pochodziła ze Sztokholmu. Miała bardzo ciekawą pracę. Opiekowała się dziećmi, które znalazły się w Szwecji w związku z konfliktami zbrojnymi we własnych państwach. Uczyła je szwedzkiego, pomagała odrabiać pracę domową i, jak sama przyznała, czuła, że robi dla ludzi coś dobrego. Zajmowała się głównie dziewczynkami. Powiedziała, że to niesamowite uczucie, gdy po kilku latach przychodzą podziękować za podarowanie im praktycznie nowego życia.

W Marinie zainteresowało nas to, że podróżuje zupełnie sama. W tym wieku nie zdarza się to często, szczególnie wśród kobiet. Zapytana o to, dlaczego nie ma towarzysza, powiedziała krótko: “jestem bardziej niezależna, nikt mi nie chrzani pod nosem, że czegoś chce albo nie chce. Mogę robić wszystko po swojemu”. To była jej trzecia samotna podróż do Azji, była też w Australii. Za kilka dni znów się tam wybierała odwiedzić znajomych. Mówiła, że ma córkę, która mnóstwo podróżuje. Zapytaliśmy, czy to córka zmotywowała ją do podróży? “Chyba ja ją” – odpowiedziała. Kiedy córka dorastała, Marina powtarzała jej, żeby zwiedzała świat. I tak się stało, a po jakimś czasie – sama zaczęła to robić. Bez względu na swój wiek.

Pod koniec przejazdu taksówką powiedziała kilka bardzo ważnych zdań. “Poznawanie nowych miejsc i nowych ludzi jest dla mnie cholernie ważne. Nie chce zabrać do trumny woreczka z pieniędzmi. Chcę zabrać ze sobą wspomnienia, które są bezcenne. Poza tym warto czasem ruszyć tyłek i zobaczyć, jak żyją inni za granicą. To najlepsze lekarstwo na narzekanie i pesymizm. Zobacz, jak żyją ludzie w Kambodży, czym bawią się tu dzieci i jak cię proszą, żebyś zostawił im trochę makaronu, który kupiłeś za dolara. Zobacz to i potem wróć do Europy narzekać na korki”.

Nie możemy się z tym bardziej zgodzić. Mieliśmy podobne odczucia po wizycie w Boliwii. Takie wyjazdy pozwalają docenić to, co się ma. Marina jest świetnym przykładem na to, że wspomnienia można zacząć zbierać w każdym wieku. Nie zdziwiłbym się, gdybyśmy spotkali ją gdzies w Laosie za piętnaście lat. Nie trzeba też uzależniać możliwości od innych ludzi. Zamiast mówić “nie mam z kim jechać”, powiedz “jestem zupełnie niezależna”. Nigdy nie jest za późno. Teraz jest najlepszy czas.