Podróż – dobra lekcja życia

Podróż – dobra lekcja życia

“Don’t tell me how educated you are, tell me how much you have travelled.”

To słowa Mahometa, z którymi bardzo się zgadzam. Każda podróż to prawdziwa lekcja. Przekonałam się o tym, kiedy zaczęłam podróżować, a przestałam wyjeżdżać na wycieczki zorganizowane. Wszystko dzięki temu, że spotkałam Maćka. Tak! To dzięki niemu podróżuję.

Wycieczki zorganizowane mnie dusiły. Czułam, że nie jest to model podróżowania, którym chcę podążać. Wiedziałam, że chcę więcej. I stało się. Moje uzależnienie od podróży miało swój początek przy naszej pierwszej wspólnej wyprawie do Portugalii. To była też lekcja nr 1.

Po pierwsze spakowaliśmy się jak dwa wielbłądy. Obładowani plecakami, dodatkowymi torbami, dźwigaliśmy je przez dwa tygodnie. I po co? Po to, żeby po trzech latach polecieć do Boliwii i przez trzy tygodnie mieć ze sobą tylko po małym plecaku.

Oprócz obciążonych plecaków, podczas wyprawy do Portugalii, okradli nas. Gdzie? Na Ibizie! Od początku ta wyspa nie była nam pisana. Raz, że nie jesteśmy imprezowiczami, dwa, że Ibiza wcale nie jest taka piękna. Dużo lepsze widoki można znaleźć w innych hiszpańskich zakątkach. Wracając do kradzieży – od tamtej pory na wyjazdach nie rozstaję się z moją nerką na pas. Na Ibizie miałam małą torebkę na ramię, do której zabrałam całą kasę i wszystkie dokumenty, co przecież lepiej mieć przy sobie niż zostawiać na niestrzeżonym campingu – to był duży błąd.

Kolejny przykład to Kuba i nasza niepoprawna wiara w ludzi, w ich dobre chęci. Serce nam się krajało na wyspie niejeden raz, niejeden raz wrzuciliśmy komuś jakieś drobne ofiary. Ale kiedy taryfiarz nas sromotnie oszukał, nabraliśmy trochę dystansu. Co nie oznacza, że przestaliśmy wspierać potrzebujących. Absolutnie!

Nie mniejszą lekcją była wyprawa do Boliwii. Tam nauczyliśmy się między innymi, że w Polsce mamy dobre drogi, że będąc w obcym kraju, należy po prostu zaakceptować „system”, że spanie w pięciu stopniach nie jest takie niemożliwe, a kąpiel w termach podczas, gdy poza wodą jest minus piętnaście, może wyjść na zdrowie.

Z każdego miejsca przywozimy jakiś bagaż doświadczeń. Mniejszy, większy, ale zawsze wynika z niego jakaś nauka. A co najważniejsze, lepiej poznajemy samych siebie. Uodparniamy się na różne sytuacje, dzięki temu bardziej stanowczo stąpamy po ziemi.

Moja osobista największa lekcja, jaką wyniosłam z podróży do tej pory, to minimalizm wszelkiej maści. Minimalizm w plecaku, minimalizm w oczekiwaniach, minimalizm w wymaganiach.

Tak po prostu się łatwiej żyje, nie tylko w podróży.