Kiedy zaczynaliśmy podróżować rzadko kiedy wypożyczaliśmy samochód. Stawialiśmy raczej na lokalne autobusy. Kosztowały mniej. Są jednak miejsca, gdzie komunikacja autobusowa średnio się sprawdza, np. USA (przeczytaj też o amerykańskim magicznym asfalcie). Tam chyba pierwszy raz wypożyczyliśmy samochód na trochę dłużej.
Droga może być piękna
Szybko zauważyliśmy, że jazda samochodem daje zupełnie inne doświadczenie od autobusów. Sam wybierasz drogę i prędkość. Sam decydujesz gdzie się zatrzymać. Droga nie musi być tylko „czymś do przejechania”. Może być piękna. Krajobrazy nieraz niezwykle łączą się z asfaltem, który ciągnie się po horyzont. Z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że jest to warte dodatkowych pieniędzy.
Droga daje oddech
Droga to dla wielu symbol wolności i tak się właśnie czułem jadąc przez USA. Pamiętam to do dziś. Myślałem, że nie ma na świecie żadnej drogi, która może wzbudzić podobne odczucia. Myślałem tak do tego roku, kiedy pojechaliśmy do Patagonii.
Zarówno drogi w argentyńskiej Patagonii, a dokładniej w okolicach El Calafate, oraz te w USA, głównie w Utah i Arizonie, mają coś wspólnego. I jedne i drugie przecinają ogromne pustynne przestrzenie i mają prawie nie kończące się proste odcinki. I jedne i drugie znakowane są za pomocą żółtej farby. Małym wyjątkiem są drogi w parku Torres del Paine w Chile. Są szutrowe z licznymi dziurami. Można im to jednak wybaczyć z uwagi na krajobrazy, przez które prowadzą.
Patagonia samochodem – droga do nikąd
Drogi w Argentynie są jednak bardziej dzikie. Nad asfaltem latają duże drapieżne ptaki a szczątkowa roślinność wytrwale walczy z nieustającym, silnym wiatrem.
Za drogami w USA stoi legendarny „roadtrip”. Za drogami w Patagonii stoi to niesamowite uczucie, że droga prowadzi praktycznie na koniec świata.