Norwegia – Lysefjord

Norwegia – Lysefjord

Norwegia – to przede wszystkim dziewicza natura. Surowa i majestatyczna. Sprawiająca, że człowiek czuje się bardzo mały. Chłód, bezkres i największy odsetek milionerów na 1 mieszkańca.

Do Norwegii ciągnęło nas piękno fiordów. Inspiracji dostarczały zdjęcia Preikestolen i Kjeragbolten. Obydwa te miejsca znajdują się nad Lysefjordem i na niego padł wybór. Jest to chyba poza tym sensowna opcja dla kogoś, kto chce mieć fiordy w pigułce. Łatwo się tam dostać, nie są to trasy bardzo wymagające (chociaż Kjerag trochę męczy) i są piękne. Co prawda, nie było nam dane w pełni tego piękna dostrzec, ale o tym za chwilę.

W Norwegii pogoda zmienia się z prędkością światła.

Każdy, kto jeszcze nie ma bardzo grubego portfela (nie chodzi o bilon i zdewaluowane stare banknoty) napotka podstawowy problem podczas wyjazdu do Norwegii – koszt. Loty są bajecznie tanie, ale to jest trochę złudne. Zabawa zaczyna się na miejscu. Kebab – 50 zł. Myślę, że to wystarczy. Są jednak sposoby, żeby trochę ten koszt ograniczyć i z perspektywy naszego wyjazdu możemy powiedzieć, że wyjazd w 4 – 5 osób to najlepsza opcja. Dlaczego? Bo można wtedy wypożyczyć samochód w rozsądnej cenie. Jeśli przekalkulujecie jeżdżenie autobusami na Kjerag i Preikestolen dla 5 osób i porównacie to do opcji z wypożyczeniem samochodu (oczywiście pod warunkiem, że nie bierzecie Mustanga Cabrio), to wyjdzie wam, że w cenie tych busów, moglibyście polecieć do Norwegii jeszcze raz. Kiedy do samochodu dołożycie namiot, z którym legalnie możecie się rozbić na dziko – panujecie nad kosztami.

Najlepiej pojechać w 5 osób, wynająć samochód i spać w namiocie.

Rozpoczęliśmy wyprawę od przylotu do Stavangeru. Odebraliśmy nasze czarne VW Polo i w wsiedliśmy w 5 osób (w tym 3 facetów). Zawieszenie automatycznie zmieniło się na sportowe – samochód trochę osiadł, ale dał radę do końca. Od razu pojechaliśmy na Preikestolen. Możecie pojechać przez Tau, ale wtedy czeka was dość drogi prom albo dołożyć kilkanaście kilometrów i pojechać przez Oanes. Też jest prom, ale w normalnej cenie. Wejście na Preikestolen jest proste. Kosztuje kilka kropli potu, ale to przyjemność. Naszym największym problemem była jednak mgła. Ciężko nam nawet opisać to uczucie, kiedy jesteście na skalnej półce, pod wami przepaść 600 m i nic nie widać. Nic. Zupełnie nic. Biała ściana. Mgła była jak mleko. Minusy – brak pięknego widoku na Lysefjord. Plusy – bezstresowe podejście do krawędzi no i spojrzenie na to miejsce z innej perspektywy. Tak czy siak warto. Na szczycie jest mnóstwo ludzi, część z nich nawet grilluje.

Preikestolen to spacer pośród turystów, jednak nawet we mgle dobrze tam być.

Kolejnym celem był Kjerag. To już trochę dłuższe podejście – ok. 3 godzin w jedną stronę. Fragmenty podejść są z łańcuchami. Trud jednak wynagradzają widoki na samej górze. Wygląda to tak, jakby ktoś poobcinał góry na których stoicie. Jak ser. Pod wami jest kilometr pionowej, przerażającej otchłani. Są takie dwie skały, też obcięte, ale bardzo zbliżone do siebie nawzajem. Między nimi jest kuleczka. Tak naprawdę jest to duży głaz – Kjeragbolten. Ci nieco odważniejsi mogą na nią wskoczyć. Wtedy będą stali na kulce, pod którą jest kilometrowa przepaść. Czy to straszne? Z 5 osób z naszej ekipy, weszła jedna. Tak, to straszne. Oczywiście do zrobienia, bo ludzie to robią, ale nogi drżą.

Stań na Kjeragbolten. Jeśli możesz… i chcesz.

Ostatnim punktem programu był Stavanger. Zadbane, czyste skandynawskie miasto. Wrażenie robi Gamle Stavanger, czyli stare miasto. Białe domki, kwiaty. Pięknie. Warto podjechać na Sverd i Fjell. Trzy wbite w ziemię miecze. Wygląda jak pamiątka po Wikingach.

Najlepszy z tego wszystkiego był klimat dziewiczej przyrody na każdym kroku. Skały, mech, zatoki i poza Preikestolen, praktycznie zero ludzi. Rozbijanie namiotu, rozpalanie ogniska. Brakowało tylko łowienia ryb. Ale za to były kulki rybne kupione w jednym z marketów i przyrządzone na jednorazowym grillu.

Jedźcie do Norwegii. Zobaczcie Lysefjord. Można poczuć potęgę natury, przy której nawet najbogatsi Norwegowie, są naprawdę malutcy.