Minimalnie, czyli lepiej

Minimalnie, czyli lepiej

Minimalna ilość ciuchów, minimalna ilość kosmetyków, minimalna ilość całej reszty. Tak obecnie wygląda mój plecak w podróży. Mały z minimalną ilością wszystkiego. Czy zawsze tak było? Nie. Tego można się nauczyć. Tego warto się nauczyć. Po co? Bo wygodniej, bo lżej, bo bezpieczniej.

Jak się ma ten plecak do życia

Okazuje się, że bardzo się ma. Bo jeśli z plecaka umiemy wyrzucić niepotrzebne rzeczy. To i z głowy da się wyrzucić niepotrzebne myśli. Lżejszy plecak, lżejsza głowa, lżejsze życie.

Obecnie mamy dużo pokus, żeby nawet nie zasmakować minimalizmu chociaż przez chwilę. Panuje wszechobecny konsumpcjonizm, reklamy działają na nas jak narkotyk. Nie wspominając już o haśle promocja, na które rzucamy się dosłownie jak Reksio na szynkę. Kupujemy rzeczy, tylko dlatego, że są w promocji, pod wpływem impulsu. A potem potykamy się o nie lub wyrzucamy, bo na przykład skończył się ich termin ważności.

Czy tędy prowadzi droga do szczęścia?

Moja filozofia mówi mi, że nie. Ale pewnie będą tacy, którzy się ze mną nie zgodzą. Ci, którzy kupują, kupują i kupują. Moim zdaniem tak się szczęścia nie osiągnie, z bardzo prostej przyczyny. Im będziemy mieli więcej, tym więcej będziemy chcieli. I tak w kółko. Jak się tę maszynę nakręci, to potem ciężko ją zatrzymać. A taki minimalista w tym czasie, kiedy konsumpcjonista będzie gromadził rzeczy, będzie doświadczał, poznawał, podróżował.

Minimalizm sposobem na konsumpcjonizm

Posłużę się przykładem z czasów, w których nie przyszło mi żyć, znam je tylko z opowieści rodziców czy dziadków – czasy komunizmu w Polsce. To czasy, kiedy na półkach w sklepie brakowało towaru, wszystko było na kartki, nie było wolności słowa. Z drugiej strony to czasy, kiedy nie straszono zwolnieniami grupowymi, nikt nie musiał dopominać się o wypłatę, ale przede wszystkim ludzie mieli dla siebie więcej czasu. Nie było telefonów komórkowych, laptopów i innych technologicznych „czasopochłniaczy”. Dzieci na komunię nie dostawały tableta. Te młodsze nie miały codziennie nowej zabawki. Nie było tych wszystkich miażdżących technologii, nadprogramowych rzeczy wokół nas, które wypłukują z nas resztki ludzkich odruchów, takich jak uśmiech, gest serdeczności.

My z Maćkiem mieliśmy okazję zobaczyć namiastkę takiego życia na Kubie. Tam czas się zatrzymał. Tam ludzie spędzają ze sobą mnóstwo czasu, nie mają komórek, Internetu, Mc Donalda, Coca- Coli. Mimo wszechobecnej biedy uśmiechają się, dzieci grają w klasy, w piłkę. Czy są szczęśliwi? Nie wiem. Wiem, że życie według minimalistycznych zasad może dać to szczęście. Wystarczy pozbyć się niepotrzebnych myśli, rzeczy w plecaku, domu, szafie czy garażu. I od razu zrobi się więcej miejsca na nowe doświadczenia, podróże, inspiracje, rozwój osobisty, spotkania, rozmowy…

Ale to oczywiście moje życie i moje zasady. Wasz los leży w Waszych rękach.