Meksyk – Yucatan i Mexico City

Meksyk – Yucatan i Mexico City

Meksyk – wyjątkowa kultura – muzyka, kuchnia – wszystko ostre i gorące. Nawet piwo jest z chili.

Nie jedźcie do Meksyku – mówili. Zabiją was – mówili. Porwą was – mówili. Pojechaliśmy. Teraz mówią, że mamy zajebiste zdjęcia. Jakby ktoś miał wątpliwości, cały czas żyjemy. Skąd się to bierze? Czemu ludzie mówią „Ale Meksyk” jak się robi gorąco? Są takie rejony w Meksyku, gdzie faktycznie może być gorąco. Jeden z nich to granica z USA (słynne Ciudad Juarez). Drugi to okolica granicy z Gwatemalą. Obydwa obszary są niebezpieczne z uwagi na przemyt narkotyków. Rozmawialiśmy o tym kilka razy z ludźmi mieszkającymi w Meksyku. Mówią, że jeśli turysta zarobi kulkę, to jest to przypadek i wszystkim jest naprawdę przykro. Wiele się też słyszy o porwaniach w taksówkach. Jedna rada od nas – po prostu uważać i nie dać się zwariować. Kiedy lądujesz w Mexico City (piękny widok!) nikt nie stoi w hali przylotów i nie uśmiecha się do ciebie trzymając w górze kartkę z napisem „Twoja nerka”. Nas spotkała serdeczność i ciepło ludzi. Raz może poczuliśmy się trochę niebezpiecznie, ale o tym za chwilę.

Nie bój się Meksyku! Zachowaj ostrożność i ciesz się tym niesamowitym miejscem.

Zaczęliśmy od Cancun. Jeśli chcecie dostać się do Cancun w rozsądnej cenie, to obserwujcie ceny czarterów. My lecieliśmy tam za osiem stów (złotych oczywiście). Cancun to dziura. Jak poszukacie zdjęć tego miejsca, to zobaczycie raj. Tak, ale to strefa hotelowa. Możecie tam oczywiście pojechać, tam jest pięknie. Miasto to jednak straszny moloch. Ale czasem wzbudza pozytywne emocje. Bank ulokowany w sklepie z AGD, do którego była kolejka o 22 – to jest Meksyk. No ale plażom przy Cancun trzeba to oddać – to cholerny karaibski raj. Do tego jeszcze biegające Iguany. Są niewielkie, ale mają taki wygląd, że gdyby były wielkości konia, to niejeden mały czy duży rycerz brałby nogi za pas.

Cancun to dziura, ale ma świetne plaże.

Po Cancun popłynęliśmy promem na Isla Mujeres. Tam rewelacyjna Playa Norte. Gdyby piasek stamtąd rozrzucić zimą w Polsce, myślelibyście, że to śnieg. Jest taki biały. Mieliśmy tu też wypad na snorkeling. Mężczyzna, który kierował łódką palił papierosy w takim tempie, że chyba specjalnie dla niego wycinają jedno drzewo w Amazonii – żeby było na jego bletki. Strasznie mu też zależało, żeby pokazać nam Barakudę! I Pokazał. Ogólnie był dobry. Na Isla Mujeres nocowaliśmy na łódce u emerytowanego biznesmena z USA i jego trzech psów. Byliśmy tam dwa dni. Potem pojechaliśmy do Tulum.

Jeśli myśleliście, że Cancun to raj, to pojedźcie do Tulum. Jest jeszcze lepiej. No i ruiny Majów na plaży – to chyba jedyne takie miejsce na świecie. Może tak lubimy Tulum, bo spaliśmy tam w prywatnej Cabanii (domku na plaży) zupełnie za darmo. Tulum to też idealne miejsce, jeśli chcecie zobaczyć Cenotes, czyli podwodne jaskinie wypełnione wodą. Kiedy przez liczne prześwity, wodę przecinają smugi słońca, to człowieka nachodzi chęć zostania nawet śledziem, żeby tam zostać. Chociaż to słodka woda – może być płoć.

Tulum to raj. Majowie dobrze wybrali miejscówkę.

Po Tulum było Chitchen Itza, czyli największa atrakcja Jukatanu. Robi wrażenie. My tego nie zrobiliśmy, ale jeśli będziemy tam jeszcze raz, to weźmiemy przewodnika albo przeczytamy milion książek na temat tego miejsca. Potem wróciliśmy na noc do Cancun i polecieliśmy do Mexico City.

W Mexico City był właśnie ten jeden raz, kiedy poczuliśmy się trochę mniej bezpiecznie. Na starówce (przy Zoccalo, głównym placu) jest wbrew pozorom najniebezpieczniej. Odeszliśmy o kilka przecznic za daleko i zobaczyliśmy policjantów zasłaniających się tarczami i krzyczący tłum. Potem nagle wszyscy zaczęli wiać. Sklepikarze chowali w pośpiechu towary do sklepów. Nie kusząc losu przyśpieszyliśmy kroku w przeciwną stronę. Nic się nie stało. Mexico City to miasto o ilości mieszkańców większej niż połowa Polski. Przejazd metrem kosztuje 90 groszy, wszędzie dużo miejsc z czymś dobrym do przegryzienia. Rewelacja. Będąc przy przegryzaniu, to może chwila o kuchni. Meksyk to przede wszystkim ogrom bogactwa kulturowego. Historia, Majowie, Aztekowie, muzyka, kuchnia, taniec. Wszystko czego trzeba, żeby stwierdzić, że ten kraj jest samowystarczalny kulturowo. Czytaliśmy przed wyjazdem, żeby nie jeść z przyulicznych budek. Jedliśmy. Nie dość, że było niedrogie (tapas po 70 groszy), świetne w smaku, to jeszcze nic się nam po tym nie stało. Jak tam będziecie, to wpadnijcie do Casa de Tono. Polecił nam ją znajomy z Meksyku. Dzięki Jose, w Białymstoku powiemy Ci gdzie zjeść dobrą kiszkę!

Jedz ile możesz.

Mexico City jest ciekawe jeszcze z jednego powodu. W odległości kilkudziesięciu kilometrów jest mnóstwo atrakcji. Wypad do Teotihuacan jest koniecznością. Piramida Słońca, Piramida Księżyca – miasto Azteków. Coś niesamowitego, wieje historią. Drugim miejscem, gdzie pojechaliśmy na jednodniowy wypad był Tepoztlan. Jest tam piramida osadzona na szczycie góry. Pojechaliśmy tam po małej imprezie z tequilą. Przeklinaliśmy mocno, ale weszliśmy.

Wejdź na Piramidę Słońca, popatrz na Piramidę Księżyca. Poczuj czas.

Do Meksyku lecieliśmy w porze huraganowej. Przeczytasz w necie, że to najgorszy czas. Może i najgorszy, ale wciąż rewelacyjny. Oczywiście może się tak zdarzyć, że będzie jakiś mega huragan i zniszczy ci wakacje, ale wtedy z Jukatanu lecisz do Acapulco albo do Mexico City. Podczas naszego pobytu nie padało ani razu. Słońce świeciło codziennie. Było genialnie.

Meksyk to miejsce, którego nie możesz pominąć.