Jak się zwiedza świat na longboardzie?

Jak się zwiedza świat na longboardzie?

Adam Szostek – człowiek, który przebiera nogami na desce. Robi to od kilu ładnych lat. Jakiś czas temu pokonał prawie 1000 km w Malezji właśnie na longboardzie (to taka dłuższa deskorolka). O tym, dlaczego droga z longa jest tak fascynująca opowiedział nam w poniższym wywiadzie.

 

GAPIE: Dlaczego nie deskorolka a longboard rozumiem, bo szybszy, ale dlaczego deska, a nie np. rower?

Adam: Właśnie… rowerem by było prościej co nie? Nogi się równomiernie męczą i w ogóle. Ale na desce nikt jeszcze Malezji nie przejechał. Pomysł tego tripu powstał kilka lat temu, gdy byliśmy w tym kraju zupełnie inną ekipą podczas podróży dookoła Azji. Sporo jeździliśmy na deskach, asfalt był super, ruch niewielki i uznaliśmy, że fajnie by było spróbować tu czegoś zupełnie nowego – czyli długodystansowej turystyki longowej. No i po kilku latach się udało! Dołączył Adam (wielka piątka dla niego, sam bym nie dał rady) i w 23 dni przejechaliśmy prawie 1000 km spod granicy z Tajlandią do Singapuru.

 

GAPIE: Jakie jest doświadczanie drogi z longa?

Adam: Hmmm… Jedziesz, mijasz wioski, miasteczka, mieszkańcy machają, ty machasz nogą i tak od rana do wieczora z kilkunastoma stopami na kawę/herbatę/sok z kokosa/krewetki. Czasem trafiały się kilkugodzinne trasy przez las albo plantacje palmowe. Chyba najciekawsze rzeczy jednak działy się gdy przystawaliśmy, mieszkańcy byli mega ciekawi czemu to robimy (w sensie czemu się tak męczymy, gdy można skuterem albo busem :) ), a dzieciaki łapały za deski i same próbowały jeździć. Uczyliśmy też Imama meczetu i sporo starszych osób, które pierwszy raz miały okazję stanąć na desce. Myślę, że deska, jako „nowy” sposób transportu otwierała nam trochę opcje poznania ludzi, którzy do tej pory nie widzieli ludzi tak zwiedzających ich kraj.

 

GAPIE: Co jest najbardziej uciążliwe podczas podróży longiem, oprócz deszczu, który pewnie nie sprzyja?

Adam: Hmm…. Hinduscy taksówkarze. Trzeba na nich uważać – potrafią źle podpowiedzieć trasę, albo coś tam sobie kombinować po swojemu (jak to hindusi). Małe kamyczki też są złośliwe, bezdomne psy, nagły brak asfaltu też dość denerwuje.  Oczywiście po kilkuset km siadają kolana, plecak się wrzyna w ramiona, jedna łydka się robi większa od drugiej, ale generalnie to raczej przyjemny sposób przemieszczania się.

 

GAPIE: Póki co podróżowałeś longiem głównie po Azji. Masz w planie inne kierunki, inne kontynenty, projekty?

Adam: A widzisz. Miałem też okazję machać nogami po Egipcie, ale to tak raczej od czasu do czasu po Kairze i okolicach. Ale zjazd po pustej drodze wśród pustyni z widokiem na piramidy był super.  Co do nowych pomysłów – wypadałoby w końcu pomyśleć o wyjeździe na zachód, korci nieco Ameryka Południowa. Ale to się okaże jesienią, na razie myślę o warsztatach deskowych z dzieciakami w Trójmieście i okolicach i szybkich wypadach w Polskę.

 

GAPIE: Podróżnik z plecakiem na longu to niebanalna atrakcja na drodze. Najdziwniejsza reakcja ludzka, której doświadczyłeś to…

Adam: Generalnie najciekawsza rzecz, jaka mi się z deską przytrafiła, miała miejsce w Nepalu kilka lat temu. Jeździłem sobie sam bez większego celu gdzieś w okolicach Pokhary i w pobliżu klasztoru buddyjskiego podbiegł do mnie mnich, powiedział że główny lama widział mnie z okna, że jeśli mam ochotę to czy mógłbym ich nauczyć jeździć, ponieważ do tej pory widzieli deskę tylko w telewizji. Oczywiście się zgodziłem, jednak „nauka” zaczęła się od tego, że główny zainteresowany wskoczył niespodziewanie na deskę i chwilę później leżał na ziemi nieco poobijany. Nie widziałem czy nie będzie wtopy, ale na szczęście wyszedł z tego cało, później spędziłem cały dzień (a w sumie dwa) ucząc mnichów jazdy, zostałem zaproszony na pudżę i poczęstunek. Niesamowita sprawa i wspomnienia.

A w Malezji to bywało różnie  – niektórzy nas holowali na skuterach, oczywiście wiele razy kończyliśmy u kogoś w domu na herbacie, obiedzie czy noclegu. Noclegi generalnie trafiały nam się niezłe – w meczetach, w chińskich świątyniach, na platformie na drzewie skąd wygoniły nas rano małpy, na bezludnej wyspie (do której jak się okazało można dojść piechotą w trakcie odpływu :) ).

 

GAPIE: Ile masz longów w domu? Jeden ulubiony czy wiele? Czy wszystkie podróże odbyłeś tym samym?

Adam: Generalnie to preferuję deskorolki, doczepiam do nich duże koła do longa i świetnie to śmiga. A desek w domu mam obecnie, nie wiem, chyba z 5, może więcej. Pojawiają się nowe, starsze leżą w szafie, trochę się ich zbiera.

 

GAPIE: Czy żeby wyruszyć w podróż i pokonać1000 km longiem trzeba się bardzo przygotowywać? Jak dobrze trzeba umieć jeździć?

Adam: Przed wyjazdem obstawiałem, że potrzeba do tego przygotowań, ale chyba nie – po prostu, pewnego dnia stajesz na desce i jedziesz, a gdzieś tam daleko jest koniec trasy. Codziennie dzieje się mnóstwo super rzeczy no i codziennie koniec trasy jest bliżej. Jednego dnia da się przejechać 30 km, a innego 80.  Oczywiście wypada dobrze jeździć na longu, ale tego można się szybko nauczyć. A potem pozostaje tylko machanie nogami do przodu.

 

Fot. Adam Szostek

04

12

45

IMG_7032

IMG_7476

IMG_7694